10 lipca 2014

Prolog "Też Cię kocham, McKlein"

- Cześć, Liz - uśmiechnąłem się promiennie do mojej przyjaciółki, całując ją w lewy policzek. Oddała buziaka, muskając swoimi wargami moją skórę. 
- Niall, jak dobrze cię widzieć - jej głos wyrażał niesamowity entuzjazm. 
Lizzie McKlein była jak moja siostra, od zawsze wspierała mnie w moich marzeniach i pasjach. Nie przeszkadzało jej nawet to, że popołudniami ciągnąłem ją do różnych kafejek dla grajków, gdzie pokazywałem swoje umiejętności. Musiała niejednokrotnie wysłuchiwać moich jęków, fałszów i narzekań na mój słaby talent wokalny. Nigdy jednak nie zgodziła się z moimi słowami, wmawiając, że jestem wielce utalentowanym muzykiem. Ale do cholery! Co ze mnie za muzyk, skoro potrafię zaledwie grać na gitarze i od czasu do czasu napisać parę wersów? To nie robiło ze mnie żadnej gwiazdy. Znało mnie jedynie parę osób z mojego miasteczka, Hereford*.
- Idziemy dzisiaj do New Age Club - powiedziałem, kiedy odsunęła się ode mnie.
Staliśmy w naszym codziennym miejscu spotkań. Było to największe uniesienie w tutejszej miejscowości. Miejsce to znane było ze swojego niesamowicie pięknego pejzażu, który rozciągał się wokół pagórka. Na jego szczycie usadzona została niewielkich rozmiarów ławeczka. Zapewne z myślą o romantycznych schadzkach zakochanych w sobie ludzi. Nie dziwiłem się, sam często zachwycałem się magią tego miejsca i niesamowitym widokiem.
- Niall - jęknęła z niezadowoleniem - jutro wyjeżdżam. Ty zresztą również. Pamiętasz? - zapytała, jednak ja za nic nie mogłem przypomnieć sobie, o co chodzi mojej jedynej przyjaciółce, jedynej dziewczynie, która chciała się ze mną zadawać. 
- Emm, Lizzie, jesteś pewna, że czegoś nie pochrzaniłaś? - spytałem drapiąc się po głowie. McKlein słynęła ze swojego ogólnego roztrzepania, zawsze mogła sobie coś ubzdurać lub pomylić daty.
- Horan, cioto - popukała mnie palcem wskazującym po czole - muzyka mózg ci wyżarła? - westchnęła głęboko - Londyn? Mówi ci to coś?
- Jacież pierdziele - blondynka tylko wywróciła oczami na moje słowa. - To chyba nici z mojego dzisiejszego występu - zrobiłem smutną minkę, na co dziewczyna się roześmiała.
Od zawsze wmawiała mi, że wyglądam wtedy jak upośledzony kosmita, ale wiedziałem, że to jednocześnie najszybszy rozweselacz, aby moja kompanka szybko odłożyła złość na mnie na bok.
 - Nie rób tak - żachnęła. - To nieestetyczny widok, wręcz najbrzydszy, jaki mogę sobie wyobrazić. Chociaż, stop, nie. Tego nie da się wyobrażać. Twoja mina jest zbyt straszna..
- Też cię kocham, McKlein - przerwałem jej wpół zdania i złapałem w pasie. Podniosłem szczupłe ciało i parę razy okręciłem wokół własnej osi.
- Aa, stój, puszczaj, wiesz, że tego nienawidzę! - krzyczała, jednak nie chciałem przerywać tej zabawy.
- A co z tego będę miał? - spojrzałem jej w oczy. 
- Zrobię ci kanapki na podróż - odparła szybko, na co moje tęczówki się roziskrzyły.
- Dobra, stoi, przybij - postawiłem ją na ziemi. Zawsze, gdy coś sobie obiecywaliśmy, musieliśmy wykonać nasz "tajemniczy" gest, jakim było mocne zetknięcie się ze sobą naszych otwartych dłoni. Oczywiście po uprzednim 'opluciu'. Chociaż i tak zawsze udawaliśmy ruch ze śliną. Przecież to było obrzydliwe.
- Wakacje się dopiero zaczynają, a ja już muszę być twoją służącą - powiedziała smutno, jakby miała nadzieję, że odpuszczę.
- Poczekaj do Londynu, moja droga, będzie znacznie gorzej - zaśmiałem się, na co Liz udała, że się obraża. - Twoja ciocia przyjedzie po nas na lotnisko? - zapytałem, aby szybko wybić jej z głowy smutki.
- Mhm, będzie czekać. Już się tego nie mogę doczekać - pisnęła, a ja myślałem, że od tego mojego bębenki uszne eksplodują. 

- Niall, patrz jak pięknie! - krzyknęła z zachwytem, kiedy wzbijaliśmy się w powietrze. - Ojejku, chmury z tej drugiej strony wyglądają prześlicznie, i te małe domki.. - zachwycała się widokiem, a ja już wiedziałem, że popełniłem błąd, aby zamienić się z nią miejscami. 
Właśnie wystartowaliśmy. Czekała nas półgodzinna podróż i jedne z najlepszych wakacji w naszym życiu. 
Ciotka Liz to młoda kobieta, tuż po trzydziestce. Pomimo małej różnicy wieku, pani Gloria, woli, aby zwracać się do niej oficjalnie. Nienawidzi spoufalania się z młodszymi od niej ludźmi, traktowała ich po prostu z góry. Była oczkiem w głowie rodziców, dlatego w krótkim czasie odziedziczyła po nich sieć hoteli. Kojarzycie może, Hilton? To właśnie tam zamieszkamy, to właśnie tam będziemy pracować, to własnie tam mam nadzieję, że spełnię swoje marzenia.

*Hereford to miasto w Wielkiej Brytanii w hrabstwie Herefordshire, położone w pobliżu granicy z Walią. Ma około 54 tysiące mieszkańców. 

Hej, hej i czołem. Witam Was rybeczki! ;)
Oto pierwszy epizod, jak widzicie, nasza dwójka wyjeżdża do pracy, a co z tego wyniknie? Okaże się niedługo.
Zapraszam serdecznie do czytania i komentowania ;*

Do następnego :)

3 komentarze:

  1. prolog zapowiada sie świetnie! bede wpadac czesciej i mam nadzieje ze rozdzial 1 (( jak i bohaterow, gdyz dopiero jak patrzylam jeszcze ich nie dodalas. (: ))dodasz jak najszybciej! (:

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, dzięki za zgłoszenie się do mojego spisu. <3
    To dla mnie wiele znaczy. :)
    Oczywiście zostałaś przyjęta.

    Bardzo dziękuję za spostrzeżenie na temat mojego szablonu. Prawdopodobnie będę wkrótce musiała skorzystać z szablonowni, bo nie mam zbyt dużo czasu. :)

    Pozdrawiam, Niewidoczna Z :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny prolog:) będę czytać dalej:)

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Komentujesz. :)
Każdy kolejny komentarz to krok do kolejnego rozdziału, ale przede wszystkim niesamowita motywacja do dalszego pisania. Za każdy pozostawiony po sobie ślad szczerze dziękuję ;*